Właśnie skończyłam czytać dzienniki Anny Iwaszkiewiczowej. Nie zamieszcza ona w nich żadnych istotnych informacji o mężu. Mówi wprost, że sprawy miłości są tak intymne, że nie może o nich pisać nawet w dzienniku.
Dziwi to i zastanawia, gdy wejdzie się do kiosku z kolorową prasą, z okładek której co raz wyzierają, zakupione za niewyobrażalne pieniądze, pierwsze zdjęcia nowo narodzonych dzieci "gwiazd" z Hollywood.
A na naszym polskim podwórku ostatnio mieliśmy okazję poznać, a raczej pooglądać sąsiadów polskich "gwiazd", pewną piosenkarkę w ciąży i posłuchać opowieści lodowej tancerki o jej przeżyciach podczas wizyt w toalecie na wysokości dziesięciu tysięcy metrów.
I nawet jak człowiek nie chce tego wszystkiego wiedzieć, to wystarczy nieopatrznie włączyć telewizor czy też podnieść głowę w tramwaju i natrafia się na tego typu rewelacje. Niebezpieczne są również spacery w dworcowych tunelach czy chowanie się przed wiatrem na przystankach za kiosk z prasą.
A kiedy chcemy poczytać coś mądrego o kimś niezwykłym, to natrafiamy na milczenie.
Zrozumiałą ciszę.